Tak! Wreszcie! Udało się! Po ponad 50 latach nieobecności na lini startu regat The Ocean Race, polska bandera wraca do elity żeglarskiego świata, czyli o WindWhisper Racing Team, polskich żeglarzach i całym The Ocean Race słów kilka.

Najpierw trochę historii

Jest 8 września 1973 roku, w Portsmouth na linii startu pierwszych załogowych regat dookoła świata meldują się dwa jachty zza żelaznej kurtyny, dwa jachty pod Polską banderą – Copernicus i Otago. Po miesiącach przygotowań rozpoczynają one wielką rywalizacje, okupioną wielkim wysiłkiem i trudem w pierwszym takim wokołoziemskim wyścigu żeglarskim. Trasa Whitbread Round The World Race, bo tak bowiem nazywały wtedy się te regaty, wiodła etapami z Wielkiej Brytanii przez Cape Town (RPA), Sydney (Australia), Rio de Janeiro (Brazylia) i finalnie z powrotem do Portsmouth. Copernicus dowodzony przez kapitana Zygfryda Perlickiego, ukończył te regaty na 11. pozycji, natomiast Otago będący pod dowództwem Zdzisława Pieńkawy finiszował na 13. miejscu. Patrząc na „suchy” wynik można łatwo stwierdzić, że rezultaty jakie uzyskały Polskie jachty szału nie robiły zwłaszcza, że listy startowej długiej na dwadzieścia jachtów na całej trasie było w stanie rywalizować tylko czternastu jednostek, jednak ja bym na to spojrzał inaczej. Zanim rozwinę tę myśl wspomnę tylko, że konstrukcyjnie i budżetowo Copernicus i Otago nie miały podjazdu do swoich zachodnich rywali i nawet sami załoganci tamtych jednostek wspominali że to były po prostu jachty na jakie Polska mogła sobie maksymalnie wtedy pozwolić. Ale wracając, otóż uważam fakt iż dwie Polskie załogi znalazły się wpośród dwudziestu jachtów startujących w tak prestiżowej i stosunkowo głośnej jak na tamte czasy imprezie sportowej trzeba traktować jako rzecz historyczną dla Polskiego żeglarstwa. A dobitnym tego dowodem jest fakt, że przez 50 lat żaden inny Polski jacht pojawił się na linii startowej tych regat zwanych później przez lata Volvo Ocean Race, a obecnie rozpoczynających nowy rozdział pod szyldem The Ocean Race.

Zainteresowanym dokładniejszą historią Copernicusa i Otago polecam ten materiał

Teraźniejszość

Jak już wspomniałem mija 50 lat od pierwszego i dotychczas ostatniego występu biało-czerwonego jachtu w The Ocean Race. No i wygląda na to, że ten długotrwały zastój wreszcie dobiegnie końca. Mianowicie nie jest już tajemnicą fakt iż w 16. edycji tego wydarzenia na lini startu wreszcie pojawi się Polski jacht! Mowa bowiem o WindWhisper Racing Team. By zrozumieć złożoność tej operacji cofnijmy się do 2019 roku. Wtedy pojawiła się w mediach informacja, że polska spółka SAILING POLAND GROUP SA, znana z projektu prowadzenia w Warszawie prestiżowego Yacht Clubu na wzór tych zachodnich, posiadająca już wcześniej jacht regatowy klasy JV60 „Phoenix„, zakupiła teraz jacht klasy VO65 ex-Mapfre. Od początku w komunikatach płynących ze strony zespołu dało się wyczytać, że planem na ten jacht jest start w The Ocean Race 2022-23. Jednak w parze z przekazem o wielkich planach sportowych, szedł też przekaz o konieczności zdobycia finansowania na poziomie odpowiednim do skali wyzwania. Otóż na tamten moment wydawało się, według tego co podawał portal sailingworld.com, że do przeprowadzenia kampanii zakończonej startem w The Ocean Race potrzebne może około 15-20 milionów Euro.

Ale przyszła pandemia i wiele rzeczy się pozmieniało. Na czele z planami organizatora wyścigu (przełożenie daty startu, zmiany w formacie itd.) oraz ze zmianami właścicielskimi jachtu. Pisząc o zmianach właścicielskich kieruje się tylko tym co znalazłem w internecie a dużo tego nie było. Mianowicie z tego co wiem porzucono idee Yacht Clubu, o poczynaniach drugiego z jachtów jakie były w posiadaniu załogi (s/y Phoenix, JV60) także przestało być cokolwiek słychać (jako totalnie nieznacząca ciekawostka powiem wam , że wystalkowałem go na MarineTraffic i wygląda na to, że nadal jest pod Polską banderą i 2 grudnia był w Torrevieja). Przypuszczam po prostu, że SAILING POLAND GROUP zwinęło działalność/zmieniło jej kierunek (ciężko stwierdzić przez brak wystarczających informacji), natomiast jacht VO65 przeszedł w ręce Roberta Gwoździa. W międzyczasie mogliśmy obserwować jednostkę VO65 Sailing Poland rywalizującą o najwyższe lokaty w wielu znamienitych regatach takich jak Rolex Fastnet, Rolex Middle Sea Race, St. Maarten Heineken Regatta czy chyba najważniejszy występ ze wszystkich, czyli The Ocean Race Europe w 2021 roku. I tu przyspieszając trochę bieg wydarzeń przechodzimy do czerwca 2022, kiedy miała zapaść finalna decyzja o starcie naszej załogi w TOR. Wtedy do KRSu zostaje wpisana „FUNDACJA SAILING POLAND”, która jak wnioskuje (na moment pisania artykułu brak oficjalnych informacji) stała się już ostateczną bazą właścicielską dla tego projektu. Nadal zaangażowany w to przedsięwzięcie jest Pan Robert Gwóźdź, który w wywiadzie dla magazynu „Wiatr”, oznajmił o tym że budżet nad jakiego skompletowaniem wówczas pracowano miał finalnie wynieść 6 milionów Euro – wcześniej pisałem o budżecie ok. 3x wyższym, dlaczego? Prawdodpobnie niższy próg wejścia udało się uzyskać dzięki zmianie formatu regat, ale do tego dojdziemy za chwilę. Do sedna – w czerwcu zarejestrowana zostaje wspomniana fundacja, jednak o jakichkolwiek ruchach związanych z Sailing Poland i jego startem w wyścigu nie słyszymy aż do grudnia, kiedy w mediach społecznościowych powoli zaczyna się pojawaiać się nowy branding. Jak się okazuje już nie Sailing Poland, a właśnie wspomniany na początku WindWhisper Racing Team.

Co wiemy o WindWhisper Racing Team?

W momencie powstawania tego artykułu nadal nie wiemy jak udało się zgromadzić finansowanie na ten projekt i kto jest głównym sponsorem. Także brak informacji jaki powód stoi za zmianą nazwy z „Sailing Poland” na „WindWhisper Racing Team”. Jednak powód do radości nie wątpliwie jest. Idąc dalej, co ciekawe WindWhisper ma obecnie do dyspozycji dwie jednostki VO65. Oprócz jednostki ex-Mapfre, która jak wspomniałem była w Polskim posiadaniu od 2019 roku, ekipa posiada i to ją właśnie szykuje obecnie do startu, najnowszą jednostkę z floty VO65 – ex-AkzoNobel (rok budowy 2017).

Pewnie interesują Was kwestie personalne tego kto pojawi się w załodze Polskiej ekipy na te regaty. Otóż na obecny moment, nie poznaliśmy wszystkich uczestników załogi tego jachtu na te regaty, gdyż nadal trwają ostatnie testy sportowe w bazie zespołu w Walencji i co za tym idzie finalne decyzje jeszcze nie zapadły. Jednak pewien rdzeń ekipy już jest znamy i podany do publicznej informacji. Na rolę Skippera naszej ekipy został wybrany doświadczony 42 letni Hiszpan Pablo Arrate, który na swoim koncie ma już m.in. cztery starty w Volvo Ocean Race oraz występ na Igrzyskach Olimpijskich w 2004 roku w klasie Star. Arrate w Volvo Ocean Race Arrarte zbierał doświadczenie w załogach kolejno Telefonica Blue (3 miejsce – edycja 2008-09), Telefonica (6 miejsce – edycja 2011-12), Team Brunel (2 miejsce – edycja 2014-15) i finalnie Mapfre (2 miejsce – edycja 2017-18). Edycja 2023, będzie jego piątą aparycją w tej imprezie. Aktualnie wiemy też, że w The Ocean Race w naszej ekipie popłynie trójka zawodników z Polski. Wśród nich jest młody (najmłodszy z wszystkich startujących w imprezie) 17-letni talent Mateusz Gwóźdź. Mateusz pływa od dziecka, ostatnie laty to dynamicznie rozwijająca się kariera na olimpijskiej klasie 49er oraz stałe uczestnictwo w załodze jachtu Sailing Poland podczas największych imprez żeglarskich, w jakich oglądaliśmy naszą drużynę. Obok Mateusza kolejnym ogłoszonym Polakiem jest 21-letni student medycyny i znamienity żeglarski talent Stanisław Bajerski. Bajerski dotychczas swoje żeglarskie umiejętności zdobywał głównie w regatach jachtów ścigających się w formule przeliczeniowej ORC. W materiałach prasowych jakie udostępnił zespół, Stanisław deklaruje że ten wyścig oprócz wyzwania sportowego, będzie dla niego okazją doskonalenia się w medycynie ratunkowej, jednak liczmy że nie będzie musiał w ogóle korzystać ze swojego doświadczenia w tej dziedzinie… I na koniec, poznaliśmy dzisiaj (25 grudnia) trzecią osobę z Polskim paszportem, która pożegluje w naszej ekipie. Jest chyba najbardziej doświadczoną żeglarsko z wymienionej trójki personą, gdyż mowa o Magdalenie Kwaśnej. Magda dzielnie reprezentowała nas na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w klasie ILCA 6 (Laser Radial). Magda jest multimedalistką Mistrzostw Polski na Laserze (w seniorach jak i juniorach) oraz m.in. Mistrzynią i brązową medalistką Mistrzostw Europy U21. Na wielkich jachtach oceanicznych pływa od 2019 roku i zdobywa cenne doświadczenie. Czekamy nadal na ogłoszenie reszty składu i wierzymy, że będzie to ekipa, która powalczy o najwyższe cele.

Jeszcze jeden polski akcent…

Okazuje się, że jak wracać jako kraj do takiej imprezy to z przytupem. W social mediach holenderskiej ekipy Team JAJO, 23 grudnia pojawiła się informacja, że szeregi tej ekipy zasili Polska żeglarka Maja Micińska. Maja od 2015 roku, żeglowała w klasie 29er, gdzie wywalczyła m.in. srebro Mistrzostw Świata, dwukrotne Mistrzostwo Europy. Maja jest też multimedalistką Mistrzostw Polski. Fachu na jachtach oceanicznych od kilku lat dzielnie uczyła się m.in. w załodze Sailing Poland. Trzeba przyznać, że jest to dla mnie lekkim zaskoczeniem, że to nie Polska ekipa stawia na jej usługi. Natomiast Team JAJO, mimo że nazwa dla nas może brzmieć jakby była dla jaj (haha comedy king ze mnie) to widać że jest to ekipa, która celuje wysoko. Świadczy o tym choćby fakt zrekrutowania w swoje szeregi choćby legendę oceanicznego ścigania 59-letniego Holendra Bouwe Bekkinga dla którego to będzie dziewiąta edycja The Ocean Race. Swoją drogą wraz z Mają znają się doskonale, gdyż Bekking skipperował polskiemu zespołowi Saling Poland podczas The Ocean Race Europę. Tak więc pozostaje też trzymać kciuki za ekipę JAJO co dla mnie nie jest wielkim problemem, bo odkąd tylko śledzę te regaty to zawsze trzymałem kciuki za ekipy wystawiane przy organizacji Sailing Holand, świetnie promującej Holendrów na żeglarskiej mapie świata.

Jednak jest jedno ALE…

Jak pewnie zauważyliście w tym tekście, wyrażam swój wielki entuzjazm ruchami Polaków kontekście startu w The Ocean Race. Jednak jak to już przyzwyczaiły nas realia świata nigdy nie może być za dobrze i tak też jest w tym wypadku. Jak dobrze wiecie w tej edycji regat, po raz pierwszy od lat nie zobaczymy tylko jednej klasy ścigającej się ze sobą a dwie – IMOCA i VO65 i nie sposób odnieść wrażenie, że ta pierwsza jest mocno faworyzowana. Da się to też zobaczyć po narracji medialnej jaką prowadzi organizator – głównie promowane są informacje dotyczące klasy IMOCA, która zadebiutuje w tych regatach, a VO65 jest odsuwane w cień. Niby naturalna kolej rzeczy, przecież w oceanicznych wyścigach to te konstrukcje wiodą teraz prym. Piekielnie szybkie, majestatycznie wyglądające a na dodatek przystosowane do różnorodnych startów – solo (np. Vandee Globe), double-handed (np. Transat Jacques Vabre) czy w pełnym składzie osobowym (The Ocean Race). Ale do sedna, dlaczego twierdzę, że są odsuwane w cień? Otóż 1 grudnia dyrekcja wyścigu, poinformowała że pętla dookoła świata będzie tylko dla klasy IMOCA natomiast dla klasy VO65 został utworzony „The Ocean Race VO65 Sprint Cup”. Oznacza to, że ekipy startujące na 65tkach przepłyną tylko trzy z siedmiu etapów. Uściślając 65tki wystartują w pierwszym etapie z Alicante i popłyną do Wysp Zielonego Przylądka i oddalą się w cień na kolejne etapy by wrócić w Duńskim Aarhus i pożeglować do Hagi a zakończyć imprezę wyścigiem z Hagi do Genui. Nie jestem fanem tej decyzji, ale żeby to uzasadnić pozwólcie że przejdziemy do ostatniej części – mojego wywodu co o tym wszystkim myślę, ale uwaga uprzedzam to co myślę nie ma totalnie żadnej mocy sprawczej.

A więc na zakończenie ode mnie słów kilka

Regaty te zacząłem śledzić w ich dobrych czasach, jak jeszcze nazywały się Volvo Ocean Race i faktycznie były dookoła świata. Każda ich edycja wiązała się z pięknym show, przepychem i poczuciem wyjątkowości tego eventu. Za to pokochałem tą imprezę. Poczuć było można, że jest to prawdziwe święto tego sportu – kibice, piękne „bolidy”, dobrze prowadzona komunikacja z kibicami, fajnie zorganizowane możliwości śledzenia zmagań no po prostu rewelacja dla fanów sportu. Natomiast po tym jak Volvo odeszło w cień i w samej organizacji zaszły gruntowne zmiany na każdym szczeblu, przyznam, że coraz mniej czuję tej „magii”. Zmieniona koncepcja regat mnie boli. Boli mnie, że organizator zrezygnował z wyjątkowości tego eventu i wprowadził klasę IMOCA do tych regat. Czemu zapytacie? Uważam, że w nowożytnim DNA tych regat, które tworzyło wyjątkowość tej rywalizacji było to że zawodnicy rywalizowali na tych samych jachtach (od edycji 2014-15 na VO65 One Design) liczyły się tak naprawdę tylko umiejętności wykorzystania danego sprzętu. Natomiast każdy śledzący klasę IMOCA, wie, że wyścig technologiczny (mimo że go kocham) jest tak rozbuchany, że moim skromnym zdaniem nie pasuje do wizji The Ocean Race. Więc uważam, że wprowadzenie swoistego „multiclass racing” jest pomysłem nie wpasowanym w idee tych zawodów. Jednak jeszcze większym skandalem jest skrócenie trasy dla VO65. Wiadomo jest to spowodowane kwestiami budżetowymi ze strony organizatora jak i zainteresowanych startem zespołów, jednak tu plus dla Polskiej ekipy, która deklaruje gotowość budżetową i organizacyjną na pełną pętlę. I tu rodzi się mój wewnętrzny spór. Tradycją i zamysłem tych regat od 1973 roku jest ściganie się po pętli WOKÓŁZIEMSKIEJ i wprowadzanie śmiesznej idei Sprint Cupu do tych regat psuje zamysł z jakim ta impreza została powołana do życia. Jednak rozumiem, chęć dania szansy „liźnięcia” tej imprezy zespołom z mniejszymi budżetami, jednak bardziej przemawia do mnie koncepcja organizacji takiego The Ocean Race Europe, niż mącenia głównej imprezy takim czymś. Dla mnie obecna formuła TOR co raz mniej przypomina elitarną wielką żeglarską imprezę bijącej się o status najważniejszej obok Pucharu Ameryki i Vandee Globe, a bardziej takie regaty w stylu wszystko i nic w jednym. Jednak obecna sytuacja gospodarcza, która wymusiła takie zmiany powoduje, że wiele gadaniem nie zmienimy. Czy jest więc czym się cieszyć skoro Polacy nie zrobią pełnej pętli? Moim zdaniem TAK! Po pierwsze mimo formatu tej imprezy na te regaty, będzie spoglądał cały żeglarski świat i będzie to idealna szansa promocji naszych żeglarzy, a po drugie od czegoś trzeba zacząć. Przypomnę, że przed 2019 rokiem wizja posiadania w kraju, choćby jachtu będącego w stanie uczestniczyć w imprezach tego formatu wydawała się nierealna. A co dopiero mowa o skompletowaniu załogi, budżetu itd. Więc dla Polskiego żeglarstwa start Polskiej ekipy w The Ocean Race trzeba uznać za jeden z największych sukcesów w tym wieku i trzeba liczyć że to dopiero początek. Że na fundamentach jakie kładzie ten projekt, PZŻ jak i prywatni inwestorzy zaczną budować nawet nie potęgę, ale na początek regularną obecność naszej bandery w oceanicznych zawodach tej klasy. I kto wie może dożyjemy tego, że w niedalekiej przyszłości, Polacy pożeglują w regatach pokroju The Ocean Race czy Vandee Globe na pięknych i szybkich regatowych maszynach dookoła świata. Tego sobie i wszystkim Państwu życzę.

Autor Zdjęcia / Źródło zdjęcia:

fot. Adam Burdylo/Sailing Poland/The Ocean Race